Na dobry początek – serce Londynu i nie tylko …

20140330_151243

W niedzielę, 23 marca dotarliśmy do stolicy Zjednoczonego Królestwa, największego miasta w Unii Europejskiej. Na lotnisku Londyn Stansted czekał na nas bus z ADC College, którym udaliśmy się do Londyn Harrow, dzielnicy w południowo – zachodniej części Londynu, odległej około 30 minut od centrum. Tam czekały na nas rodziny, u których spędzimy cztery tygodnie.

Przez pierwszy tydzień mogliśmy przemierzyć dziesiątki kilometrów dzięki najlepiej zorganizowanej na świecie komunikacji londyńskiej. Metro (najstarsza na świecie i najlepiej rozbudowana sieć kolei podziemnej), piętrowe czerwone autobusy, liczne linie kolejowe obsługiwane przez kilkanaście dworców kolejowych to swoisty symbol miasta, na równi z Big Benem i postacią Królowej Matki.

Te dziesiątki kilometrów to godzinne dojazdy na praktyki, jak również dojazdy do miejsc, które należy odwiedzić na dobry początek. Popoludniami oraz w weekend, w czasie wolnym od stazu, zwiedzilismy: Pałac Westminster ze słynnym Big Benem, Westminster Abbey i Kościół Świętej Małgorzaty.  Mimo niesprzyjającej pogody odwiedziliśmy Trafalgar Square, centralny plac miasta i miejsce wielu ważnych wydarzeń. Byliśmy również w National Gallery, największej w Wielkiej Brytanii kolekcji światowych dzieł sztuki. W muzeum można bylo podziwiać dzieła van Eycka, Botticellego, Dürera, Belliniego, Leonardo, Michała Anioła, Rafaela, Tycjana, Caravaggio, Rubensa, Rembrandta, Canaletto, Goya, Degasa, Cézanne’a, Moneta, Van Gogha i wielu innych (zwiedzanie w wielu muzeach jest bezpłatne) .

Odwiedzilismy rowniez  Muzeum Figur Woskowych Mademe Toussand, London Eye, Pałac Buckingham z uroczystą zmianą warty. Nie zabrakło czasu na przespacerowanie się najdłuższą na świecie ulicą ze sklepami Oxford Street ciągnącą się około 1,6 kilometra z ekskluzywnmi domyami handlowymi jak Harrods czy Selfridge.

Wykorzystaliśmy fakt, że w pobliżu naszych miejsc zamieszkania mieści się słynna Harrow School. Spacer po tej dzielnicy to jak wejście na karty powieści Johna Galsworthyego albo Pameli Travers. Biegnące raz w górę, raz w dół, ocienione szpalerami drzew uliczki przypominają słynną Czereśniową. Na progu prawie każdego domu mogłaby się pojawić zasadnicza dama w kapeluszu z parasolką o papuziej rączce i z dywanikową torbą. Można by się minąć z czerstwym pułkownikiem w stanie spoczynku, który dopiero co wrócił z Indii do mglistego Albionu, bo „Do licha! Tylko tu podają porządną herbatę i najlepsze kanapki z ogórkiem w całym imperium”. Nikogo nie zdziwiłby widok wrażliwego okularnika w szkolnej todze, bo Harrow School ze swym otoczeniem przywodzi na myśl uczelnię małych czarodziejów.
Na pierwszy rzut oka widać, że to szkoła ekskluzywna, elitarna i oryginalna. Uliczkami przechadzają się uczniowie w garniturkach i obowiązkowych słomkowych kapeluszach a la Maurice Chevalier z jedwabną wstążką na otoku, w jakich kiedyś bywało się u wód, choćby w Bath. W Anglii mundurek to powód do dumy, zwłaszcza dla ucznia z Harrow. Komplet strojów, jakie powinien mieć w swej wyprawce kosztuje fortunę (można go obejrzeć w witrynach paru okolicznych sklepów). Dlatego w Harrow School (druga w rankingu po Eton), uczą się chłopcy z bogatych domów. Kolor skóry ani pochodzenie nie grają roli – ostatnio do szkoły masowo wstępują synowie rosyjskich bonzów. Szkoła powstała w 1572 r. Tego szczególnego przywileju królowa Elżbieta I udzieliła światłemu farmerowi Johnowi Lyonowi. Pierwotny budynek wzniesiono w 1615 r. Dwa wieki później (w 1820 r.) został powiększony i zmodernizowany przez Charlesa Roberta Cockerella.

W dzielnicy rozsiadły się liczne kościoły, kaplice, szpitale, jak ten im. Clementine Churchill, żony Winstona. Późniejszy premier Anglii uczęszczał do Harrow School, ale nie zagrzał tu długo. Wprawdzie odnosił spore sukcesy w sporcie (był świetnym szermierzem) i miał dobre oceny z historii oraz angielskiego, ale wykończył go latynista, który przyszłego polityka tak zadręczał koniugacjami i deklinacjami, aż ten zrezygnował ze szkoły.

20140327_141128

Dłużej wytrzymał niespełna sto lat wcześniej młody Byron (1801-05). Na skraju cmentarzyka otaczającego kościół St. Mary miał swój ulubiony kącik z pięknym widokiem na panoramę rozciągającą się w kierunku Oxfordu, podobno widocznego przy dobrej pogodzie. Tu, jak głosi tablica, pisał pierwsze poetyckie strofy. Nie mógł przewidzieć, że właśnie na tym cmentarzu zostanie pochowana jego córeczka Allegra. Byron w jednej ze szkolnych wież trzymał niedźwiedzia (przyprowadzał go na wykłady na smyczy), może dlatego musiał wraz z misiem opuścić czcigodną szkołę. John Galsworthy przetrwał edukację do końca.

Historia Harrow on the Hill zaczyna się w VIII w. Nazwa Harrow po raz pierwszy wzmiankowana została w 767 r. – w transkrypcji łacińskiej brzmiała jak Herga lub Harewe. Tak było za czasów lokalnego władcy imieniem Cenulf. Jego córka, Cwoenthryth, przeorysza opactwa Southminster, w 825 r. podarowała ten teren Wulfredowi, arcybiskupowi Canterbury, jako wynagrodzenie krzywd wyrządzonych hierarsze przez jej ojca.

Na pagórku wieńczącym wzgórze rozsiadł się kościół St. Mary – niegdyś stała tu pogańska świątynia, być może także mała warownia. Kiedy nastało chrześcijaństwo, przedstawiciele nowej religii błyskawicznie przechwycili przyczółek na wzgórzu. Szybko powstał kościół, a przy nim parafia, konsekrowana przez św. Anzelma, arcybiskupa Canterbury w 1094 r. Chrześcijaństwo zrosło się z dzielnicą – działają cztery szkoły katolickie i dwie anglikańskie (Harrow to jedna z nich).

20140327_140801
Kościół zbudowano z szarego kamienia, z przysadzistą wieżą zakończoną iglicą. Najstarsze fragmenty świątyni, której budowę zapoczątkował biskup Lanfranc w 1085 r., zachowały się właśnie w tej części. Zachodnie wejście do wieży datuje się na ok. 1125 r., za czym przemawia zygzakowata ornamentyka na portalu w stylu gotyku normańskiego (uważa się, że elementy tego stylu przetrwały również w podstawach kolumn głównej nawy). Kolejne rozbudowy i przebudowy w latach 1220-30, a następnie w XIV w. nadały mu znamiona stylu „early English”, a następnie rdzennie angielskiego „perpendicular” (wzorzyste wachlarzowe sklepienia, motywy roślinne na kamiennych ozdobach). W połowie XV w. wzniesiono ołtarz główny i zlikwidowano XIII-wieczne okna. W górnych partiach podniesionych ścian bocznych powstały nowe, o pięknych kamiennych maswerkach, między którymi wszystkimi kolorami zalśniły wspaniałe witraże. W czasach reformacji kościół zaczął podupadać. Kiedy w latach 1846-49 sir Gilbert Scott przeprowadził gruntowną restaurację, nie było już XV-wiecznych witraży. Powstały więc nowe, ukazujące dzieje parafii i związanej z nią szkoły. Jak bardzo były ze sobą związane, dowodzą epitafia na płytach nagrobnych rektorów, profesorów, dobrodziejów Harrow, a wśród nich Johna Lyona i jego żony Joan. Z dawnego wyposażenia zostało kamienne baptysterium z XII w. i równie stara drewniana skrzynia do przechowywania strojów liturgicznych.

Harrow to nie tylko staroangielskie obiekty sakralne, to także  przysadziste cottages przypominające zaciszne i świetnie wyposażone domki hobbitów. Wiktoriańskie rezydencje zadziwiają eklektyzmem i bogactwem ornamentyki.

Uzupełnieniem architektury jest zieleń – nienaganne trawniki, różnorodne drzewa i krzewy, miejscami na tyle gęste, że stały się przytuliskiem dla królików i szarych amerykańskich wiewiórek. Parki i ogrody przyciągają zwierzynę z niedalekich pól, zdarza się, że przemknie sarenka. W końcu ta zielona enklawa leży zaledwie osiem mil od City, a w pobliżu znajdują się galerie handlowe św. Anny i św. Jerzego.

Z sali koncertowej, położonej u stóp kościelnego wzgórza, dobiegają dźwięki Bachowskiej toccaty. Szkoła przykłada duże znaczenie do kształcenia muzycznego – uczniowie często koncertują solo lub w zespołach kameralnych. Również kościół St. Mary poleca wtorkowe „Lunch hour concerts” z kawą, herbatą i biskwitami.

Zgodnie też z odwieczną tradycją, uczeń na ostatnie dwa lata nauki wybiera i prosi nauczyciela, by ten stał się jego opiekunem czyli odpowiednikiem indywidualnego wychowawcy.

W ten sposób wpaja się  młodemu człowiekowi branie całkowitej odpowiedzialności za swoje wybory. Większość prywatnych brytyjskich szkół kładzie właśnie na ten aspekt wychowania główny nacisk. Kilkunastoletni uczeń czy uczennica ma bowiem rozumieć i widzieć wyraźnie konsekwencje swoich czynów. Jest to jeden z głównych filarów, na którym opiera się tradycyjne nauczanie w prywatnych szkołach. Nic więc dziwnego, że z brytyjskich prywatnych szkół wychodzą ludzie, którzy szybko pną się po drabinie sukcesu w Wielkiej Brytanii i krajach swojego pochodzenia.

Tym, co zdecydowanie odróżnia angielskie prywatne szkoły od innych, jest nacisk jaki kładzie się na gry zespołowe. Każdy z uczniów ma do wyboru grę w rugby albo futbol. Właśnie futbol a nie w piłkę nożną, w którą gra się w innych szkołach. Wokół szkolnych obiektów jest mnóstwo boisk a gwar dobiegający z nich świadczy o dużym zainteresowaniu. Wspólne codzienne gry i zajęcia sportowe zbliżają do siebie uczniów z różnych zakątków świata, kultur, ras i religii, których łączy dobre urodzenie, majętność rodziców i regularnie wpajane przekonanie, że świat należy do nich. Wspólny pokój w kameralnych budynkach internatu cementuje przyjaźnie na całe życie.

Zaskakuje w Harrow brak jakichkolwiek ogrodzeń i płotów. Wszystkie budynki szkoły są luźno rozrzucone w obrębie miasteczka. Nie ma murów i nie ma strażników a uczniowie mieszają się z ciekawskimi turystami starającymi się zajrzeć w każdy zaułek budynku. Dziwi też brak cyfrowego monitoringu w kraju, w którym na każdym rogu i skrzyżowaniu jest zainstalowana kamera.  Niestety, do środka szkolnych budynków można wejść tylko po okazaniu stosownych pozwoleń.

To wszystko udało się nam zrealizować w ciągu pierwszego tygodnia. W następnym odcinku realcje z naszych miejsc praktyk.